Jeżeli właśnie stwierdziłaś/łeś, że jeżdżenie zimą jest dla zawodowców, to ja mam dobrą radę. Ciepło się ubierze!
Mówię poważnie. Dzisiaj w Edynburgu było już naprawdę zimno i co gorsza wietrznie. Zacząłem zastanawiać się, czy przypadkiem nie przesiąść się w autobus. Ale nie!
Nie noszę zawodowych ciuchów nie tylko dlatego, że mam wstręt do pseudo profesjonalistów w markowych wdziankach za kilka tysięcy, które głównie leżą w szafach (co za marnowanie potencjału!! tą kasę można byłoby wydać na jakieś fajne wyprawy), ale przede wszystkim dlatego, że mnie nie stać.
Kupiłem więc sobie w Ludlu jakąś kurtkę przeciwwiatrową, żeby było śmieszniej to przeznaczoną dla biegaczy. I ta kurtka sprawdza się doskonale. Przynajmniej dopóki temperatury nie spadają poniżej zera. Pod tą kurtkę zakładam polar. Oprócz tego mam gacie z pieluchą i jakieś cienkie spodnie, czasami od dresu.
Ostatnio dokupiłem jeszcze do tego kominiarkę. Elegancką fajniutką fachową kominiareczkę. Dopiero dzisiaj pierwszy raz ją założyłem i nie mogę za wiele powiedzieć prócz tego, że chyba jest całkiem fajna. Tak wygląda:
Ogólnie jakieś włókna węglowe, bajery, cuda… Faktycznie, nawet po 10 minutach jeżdżenia nie zalały mnie poty. Więc chyba nie jest zła.
Polecam zwłaszcza jeśli myślisz o wstawieniu roweru do piwnicy z powodu niskich temperatur.
Trzeba zawsze pamiętać, że przez głowę wydostaje się z organizmu około 40 procent ciepła. Więc nakrycie głowy może mieć decydujące znaczenie dla zatrzymywania energii.